"Na tropie angielskich słówek" wpis z niespodzianką :)


Jak wiadomo, dziecię tym młodsze tym lepiej przyswaja wiedzę. Widać młody mózg lepiej pracuje. Jednak to też nie powód, aby go zamęczać. Owszem warto uczyć dziecko nowych rzeczy, ale grunt to robić to z głową. Jednym z najczęstszych zajęć jakie wybierają rodzice jako dodatkowe to nauka jeżyków obcych. Najczęściej wybór pada na język angielski, którym nie ukrywajmy dogadamy się prawie wszędzie. Jednak nie warto dziecko zmuszać do nauki, aby czuło się niczym jak w szkolnej ławce. Przynajcie sami przed sobą nikt z Was tego nie lubił.




Jak więc uczyć, aby robić to w sposób ciekawy a nie szkolny? Najlepiej podczas zabawy. Niby dziecko się bawi, a jednocześnie chłonie wiedze jak gąbka. Gwarantuje Wam, że ze zwykłej zabawy z Wami dziecię nauczy się większej ilości słów niż kiedy je posadzicie na dywanie i będziecie mu do głowy je wbijać.


Jak się bawić? Już kiedyś Wam pisałam o memorach z kartami gdzie są obrazki podpisane w języku angielskim. Mimochodem dziecko wzrokowo zapamiętuje wyraz i kojarzy go z danym obrazem, jeśli zaś mu przeczytamy kilka razy dany wyraz dojdzie jeszcze nauka słuchowa tego wyrazu. 
Jednak wiadomo karty się nudzą. Jednak książki to jest to co rodzice uwielbiają. Niczym stara szkoła dać i wbijać do głowy. Jednak chwała za to, że są na tym świecie kreatywni ludzie, którzy wymyślają cudowne pomoce edukacyjne do zabawy i nauki. Jednym z nich jest Kapitan Nauka. Ostatnio u nich ukazała się całkowita nowość książka z angielskimi słówkami. Nie jest to jednak typowa książka. Tam wyruszamy niczym detektywi, aby je odkryć, znaleźć i nauczyć się :) Strony są tematyczne, dzięki temu odwiedzimy piracki statek i wraz z Piratami będziemy liczyć nie tylko skarby, ale też delfiny czy inne wspaniałości. A może chcecie spotkać malarza i z nim poznać różne figury? To właśnie przecież z nich powstają całe obrazy i nasz świat jest z tych figur zbudowany.





Jeśli jednak marzy Wam się odwiedzić zoo lub spędzić zwykły dzień z rodziną to także znajdziecie tam kategorię dla siebie. Ta książka ma tyle możliwości i każdy dział jest co raz ciekawszy. Można wymyślać poszukiwania jakiś ukrytych postaci, rzeczy. Można tematy łączyć ze sobą, aby słówka z innej strony odświeżyć w pamięci. Możecie także opowiadać sobie historyjki, co dane postacie ze stron spotkało. To na prawdę świetna zabawa i mega kreatywna. Wplecenie w rozmowę nawet po polsku kilku angielskich słówek może spowodować, że lepiej zapadną w pamięć niż wypowiedziane typowo jako nauka. 




KONKURS!!!

Lusia swoją książkę pokochała i postanowiła, że taką samą książką z okazji Mikołaja obdaruje jeszcze 1 dziecko. Tytuł konkursu to "Główka pracuje". Każdy z Was więc niech czyta dalej, a gwarantuje będzie ciekawie. 

REGULAMIN:
1. Zadanie konkursowe "Wymyśl historię do ilustracji z książki wklejonej poniżej" Odpowiedzi umieszczamy pod tym wpisem lub pod plakatem konkursowym na facebook TUTAJ
Znalezione obrazy dla zapytania na tropie angielskich slowek
2.Polub organizatora konkursu TUTAJ
3.Polub sponsora nagroda TUTAJ
4.Udostępnij plakat konkursowy TUTAJ
5.Będzie miło jak zaprosisz do zabawy minimu 2 osobypod plakatem TUTAJ 
6.konkurs trwa 17.11.2017-10.12.2017.
7.Wygrywa 1 osoba, wysyłka na terenie kraju
8.Do 3 dni od zakończenia konkursu zostaną opublikowane wyniki.



Powodzenia!!!


KONKURS WYGRYWA:

Opowieść z komentarza Oblicza Rozy, gdzie schowała się Katarzyna Różalska :) Serdecznie Gratulujemy, w wiadomości na facebook Kreatywnego Rodzica prosimy o podanie danych :) Pozostałym życzymy sukcesów w kolejnych konkursach.

Komentarze

  1. Jak to zawsze bywa, w "Fice O'clock" oczywiście było mnóstwo ludzi. Serwują tam tak pyszne smakołyki, że gości nie brakuje. Nawet pani pracująca w domu przed komputerem woli przyjść i popracować w towarzystwie kawy i miłego pana, zjadającego tosty. Kolejni goście, którzy przychodzą, niestety muszą poczekać aż zwolni się miejsce. Mimo wszystko pracownicy są uśmiechnięci i ze spokojem wykonują swoją pracę. Ale co to?!?! Pan siedzący przy wejściu coś zdenerwowany był i okrutnie zakrztusił się wodą!"Szybciutko ręce do góry!" - krzyczy pani przy kasie. Kelner chcąc szybko podbiec do tego pana i pomóc mu, (ale chyba zapomniał otworzyć oczy) i... O NIE! Potknął się o śpiącego kota! Na szczęście para, która czekała na wolny stolik stała na tyle blisko, że pan zdążył złapać kelnera i obyło się bez rozkwaszonego nosa.
    Ale co z panem, który się zakrztusił? Na szczęście to nie było nic strasznego, dwa razy kaszlnął i już po sprawie: "Tak to jest, gdy zamiast skupić się na jedzeniu i piciu to człowiek myśli o niebieskich migdałach. Ale dziękuję, że chciał mi pan pomóc, panie kelnerze, to ważna rzecz, żeby umieć pomagać w takich sytuacjach.".
    Każdy pomógł sprzątnąć kelnerowi to, co się przewróciło z jego tacy i powrócił do spokojnego zjadania przepysznych smakołyków.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  4. To było piękne wiosenne popołudnie.Slonce świeciło ciepło i przyjemnie. Szary kot Albert wygdewal futro w barze "Fife o'clock". W drzwiach stała zakochana para, która miała zarezerwowany stolik w kąciku sali. Kelner wskazał miejsce w oddali od tłumu. Pan Janusz -- tak miał na imię zakochany - kulturalnie zaprosił swoją wybrankę do stołu, przysuwając jej krzesło. Pani Aldona z uśmiechem na twarzy zasiadła. Mina pana Janusza była zmieszana, choć starał się tego dnia trzymać nerwy na wodzy. Jednakże widać było po nim lekkie zdenerwowanie. Kelner podał karty,wybrali danie główne - owoce morza a do tego po lampce wina, na deser zaś ciasto czekoladowe. Po pysznym posiłku pan Janusz skonał głową kelnerowi, który polał kolejne kieliszki wina i odszedł, zostawiając zakochanych w intymnym nastroju. W pewnym momencie pan Janusz wstał, wyjął z kieszeni drobny pakunek i kleknął. Pani Aldona oniemiała, była bardzo zszokowana, do tego stopnia, że zachłysnela się łykiem szampana. To jednak nic groźnego. Spojrzała na wybranka, który patrzył jej głęboko w oczy i wyznał miłość. Pan Janusz najpiękniej jak potrafił oświadczył się swojej lubej. Pani Aldona pogladzila go po policzku i z pełnym przekonaniem odpowiedziała głośno "TAK!". Pani stojąca przy kasie słysząc okzyk dziewczyny odwróciła wzrok
    - Aldonko kochana, witaj moje dziecko.
    - Witaj babciu, właśnie oficjalnie zostałam narzeczona. Jestem szczęśliwa!
    - Moje gratulacje - powiedziała babcia pani Aldony, to piękny czas w waszym życiu.
    Starsza pani wygłosiła radosną nowinę w całym barze i postanowiła na własny koszt postawić wszystkim po kieliszku wina. Na tę okoliczność pan siedzący przy monitorze laptopa włączył dla zakochanych piękna piosenkę, do taktu której kot Albert wybijał rytm ogonem. Młodzi tańczyli w miłosnym uścisku a caly bar cieszyl sie ich szczęściem ;-)

    OdpowiedzUsuń
  5. Historyjka została napisana specjalnie na konkurs przez moją 8-letnią córeczkę. Ja tylko go przepisałam - w takiej formie, w jakiej został napisany :)
    A oto historia:

    Pewnego dnia o godzinie piątej wieczorem w restauracji zjawiło się wieli klientów. Co chwilę przychodzili nowi. Było to bardzo dziwne, bo nigdy nie było tu tylu gości. Wtedy do restauracji weszła pewna para. Był to Dżeremi Tomson i Andżelika Monso. Byli oni gwiazdami popu. Wszyscy ich uwielbiali. Pani kelnerka uzgodniła z nimi, że zawsze o piątej wieczorem będą grali i tańczyli między stołami. Dżeremi i Andżelika lubili tą restaurację i zawsze przychodzili tu, by zjeść naleśniki i wypić herbatę. Gdy przyszli tu pierwszy raz, to nie mogli się zdecydować na co mają ochotę. Restauracja ta miała szerokie menu, w którym znajdowały się naleśniki, zupy, pieczone kurczaki, masło, kanapki, tosty, sery i wiele innych przysmaków. Były też różne napoje: herbaty, soki, kawy i mleka.
    Wszystko było fantastyczne dopóki pewnego dnia Dżeremi i Andżelika nie przyszli do restauracji. Klienci zaczęli się martwić, bo lubili tę parę. Postanowili sprawdzić co się stało. Wszyscy klienci zaczęli się umawiać w restauracji o piątej i próbowali rozwiązać tą sprawę. Za każdym razem coś ze sobą przynosili. Po tygodniu pewna klientka przyniosła laptop i wpisywała na nim różne informacje. Kolejnego dnia wszyscy zebrali się przed restauracją. Byli ubrani w ciepłe rzeczy: swetry w kratkę, ocieplane suknie we wzory, koszule z kołnierzykami… Zebrali się przed restauracją, by rozwiązać sprawę zaginięcia ich ulubionych gwiazd. Zaczęli chodzić grupami po mieście i ich szukać. Gdy szli ulicą, przy której była ich restauracja, zobaczyli bar o nazwie „Przy muzyce fajnie jeść”, w którym byli Dżeremi i Andżelika! Ucieszyli się, że znaleźli zaginione gwiazdy, ale też byli trochę źli, bo nie teńczyły już im przy jedzeniu. Ludzie weszli do baru i poprosili sprzedawcę, by zamknął bar. Sprzedawca odpowiedział, że to zrobi, jeśli będzie mógł pracować w restauracji. Właścicielka restauracji się zgodziła, a w samym lokalu znowu było fajnie i miło, bo klienci zdobyli dodatkową usługę. Gwiazdy popu Dżeremi i Andżelika znów grali i tańczyli w restauracji między stolikami.

    OdpowiedzUsuń
  6. Hiacynta i Pankracy stanęli w drzwiach restauracji. Dziś przybyli do Londynu z Polski. Po wielogodzinnym zwiedzaniu postanowili napić się słynnej angielskiej herbaty, tym bardziej, że zbliżała się piąta po południu...
    -Nareszcie typowo angielska knajpka-ucieszyła się Hiacynta- po tych wszystkich mijanych kuchniach świata, udało się nam znaleźć to czego szukaliśmy!
    -Five o'clock! Ciekawe czy cały dzień podają tu herbatkę-zastanawiał się Pankracy-pewnie jest tu z tysiąc odmian herbat, choć kochanie posiedzimy w ciszy i spokoju i podelektujemy się z Anglikami ich pysznym napojem herbacianym!
    Tymczasem ich oczom ukazał zgoła inny widok! Najpierw zamiast aromatu herbaty poczuli zapach pieczonego kurczaka, którego pałaszował ze smakiem pewien jegomość o fryzurze ala Presley. Nie tylko jego fryz miał wiele wspólnego z Elvisem-jak się okazało także zamiłowanie do śpiewania. Nad półmiskiem kurczaka podśpiewywał sobie coś radośnie między kolejnymi kęsami. Hiacynta i Pankracy zrobili kilka kroków w głąb sali, ale nagle Polak potknął się o śpiącego psa i prawie wpadł na kelnera, któremu spadła taca. Co za bałagan! Potłukło się jajko i pękł flakonik z kwiatami, a naleśniki poszybowały i wylądowały na głowie nieopodal jedzącej kiełbaski Pani o brązowych włosach.
    -Ratunku! Moja fryzura!-krzyknęła nadobna niewiasta-dopiero co położyłam sobie pasemka, bo zaraz mam sesję zdjęciową!
    I szybko pobiegła do łazienki. Niestety to nie był koniec niefortunnych zdarzeń. Panna z naleśnikami we włosach biegnąc zahaczyła o kabel ładowarki od laptopa siedzącej obok bizneswoman. I BUCH! Laptop spadł!Ekran się potłukł. Wąsaty pan, który tak ochoczo konsumował ser rzucił się na pomoc. Rozmyślnie usiadł przy tym samym stoliku, ale do tej pory wstydził się odezwać, by zagadać bizneswomową piękność. Teraz mógł się wykazać jako bohater, tym bardziej, że na co dzień zajmował się naprawą laptopów.
    Może będzie z tego jakaś randka-pomyslał, gdy wyciągał pomocną rękę do owej pani.
    Tylko siedząca w ostatnim stoliku mama delektowała się posiłkiem wciąż, skupiona na smakowych doznaniach. Dziś dzieci zostały u babci, a ona pałaszowała ulubione danie i czekała na męża, z którym miała mieć pierwszą od lat randkę. Właścicielka szybko wybiegła zza kontuaru by ogarnąć chaos. Na koniec, by poprawić wszystkim humor zaproponowała herbatę na koszt firmy! Hiacynta i Pankracy uśmiechnęli się od ucha do ucha:
    -No! Może flegmatyczności angielskiej nie zaznaliśmy, ale nareszcie napijemy się osławionej herbaty-pomyśleli i zasiedli ze wszystkimi by się napić.

    OdpowiedzUsuń
  7. Historia inspirowana prawdziwymi wydarzeniami!

    Katarzyna była bardzo podekscytowana tego dnia. Umówiła się bowiem na randkę i to nie jakąś tam zwykłą, ale prawdziwą randkę W CIEMNO! Eee, może nie do końca w ciemno, bo chłopaka poznała przez internet, zaraz po tym jak Tatuś kupił jej komputer na 18-ste urodziny. Uruchomiła gg, bo koleżanki zapewniały, że tak fajnie można sobie poklikać z kimś nieznajomym...no i tak sobie wyklikała Tomusia ;)
    Pierwszą randką Katarzyna była bardzo przejęta. Ubrała ładną czerwoną sukienkę w grochy, elegancką torebeczkę i szpilki. Trochę się zdziwiła, że Tomuś przyszedł w jakichś rozciągniętych zielonych portkach, zupełnie takich jak u Ferdynanda Kiepskiego i jakiejś burej koszuli, która nie pasowała mu do koloru wąsów. Spodziewała się romantycznej kolacji w przytulnej restauracji, zwłaszcza że ze stresu od rana nic nie jadła...no ale nic, zobaczymy jakie kawaler ma pomysły na wieczór.
    Zaproponował spacer wzdłuż Wisły...no dobra - pomyślała - przynajmniej porozmawiamy. Nie musiała się wysilać w rozmowie...opowiedział jej o całej swojej rodzinie, wszystkich kolegach, ich dziewczynach (obecnych i byłych) i wszystko udokumentował chyba setką zdjęć w telefonie. Gdy już przebrnęli ten "wieczorek zapoznawczy" nagle zmienił temat: "Ładnie wyglądasz - zlustrował Kasię od stóp do głowy - noooo...masz czym oddychać! - dłużej zatrzymał się na piersiach". Co za bezpośredniość!
    Za to bardzo uprzejmie ignorował dźwięk burczenia jej w brzuchu...do czasu.
    "No wiesz, studenci to nigdy kasy nie mają. Od tygodnia jem ryż z sałatą. Chyba wzięłaś portfel, bo tu niedaleko jest bar szybkiej obsługi Five O'Clock, to byśmy coś zjedli?" O.o
    "Kebaba? Przecież pisałeś mi na gg, że jesteś wegetarianinem"
    "Jestem, ale gdy żołądek pusty nie wybrzydzam"
    "A rosół lubisz?"
    "Uwielbiam! A myślisz, że sprzedają w tej knajpie?" - nie wyczuł ironii w głosie ;) (Lubił też dostawać prezenty pod choinkę, choć twierdził, że jest ateistą i regularnie ćwiczył na siłowni, choć powiedział, że hantle to takie żeglarskie piosenki!).
    Bar był pełen gości, większość pałaszowała jakieś mięcho, nie siląc się na powolne i kulturalne zagryzanie. Jakaś kobieta nie odrywała oczu od laptopa. Ludzie przychodzili tam raczej w pojedynkę, aby szybko napełnić żołądki i uciekać do obowiązków. To zdecydowanie NIE było miejsce odpowiednie na randkę! Obsługa, owszem, bardzo miła, ale gdzie intymna atmosfera? Przygaszone światła, spokojna muzyka i parkiet do tańców-przytulanców? I jeszcze ten psiak, śpiący sobie w najlepsze pod nogami gości, ech...
    A więc tak...nakarmiłam go, dałam się wygadać, nawet popodziwiał sobie chłopaczek moje kształty. W zamian otrzymałam odciski od szpilek, ból głowy od setki zdjęć nic nie obchodzących mnie obcych ludzi i całkowity brak zaufania do internetowych znajomości ;) Upsss...wydało się, Katarzyna to ja ;)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Podobał Ci się wpis? To super! Pozostaw po sobie ślad, aby zmotywować mnie do dalszego pisania :)