Vojta czyli ćwicz, ćwicz a będzie git!

Jak dowiedziałam się w 6 miesiącu, że Lusi nerwy zostały uszkodzone podczas porodu i wylewy, które ponoć nie miały mieć wpływu jednak miały. Zdołowałam się, potem było szukanie neurologów i obmyślanie planów. Wreszcie rehabilitacja. I zaczęła się ciężka praca. 3 razy w tygodniu fizjoterapeuta (nadszarpnęło to nasz budżet bo raz w tygodniu prywatnie) 2 udało się u znajomego fizjoterapeuty za darmo. 4 razy ćwiczenia w domu. I to było najgorsze. Mąż nie był wstanie z nią ćwiczyć, bo nie mógł znieść, że ona płacze i według niego cierpi. Choć wcale nie cierpiała. Vojta nie zadaje dzieciom bólu, ona tylko uciska odpowiednie nerwy, punkty aby stymulować mózg i organizm do uzyskania prawidłowych wzorców zachowań. Mimo wszystko dziecko się buntuje. Wyrywa się, krzyczy, płacze, wpada w histerię. Zresztą co się dziwić. Jakby mi ktoś przytrzymał nogi, ręce i jeszcze głowę i kazał tak leżeć i jeszcze robić jakieś ćwiczenia, kiedy mi nie wygodnie w tej pozycji to bym się też wściekła. Mimo wszystko mi też było ciężko to znosić, Teraz już bardziej trzeźwo do tego podchodzę. albo się tak znieczuliłam już. Z początku ćwiczyłam 4 razy dziennie. Wstawałam to jak pacierz 8-12-16-20 to były te godziny o których miały nastąpić ćwiczenia. Z początku po każdej sesji ćwiczeniowej musiałam wyjść na spacer wokół bloków aby odreagować. Czułam się jak zła mama, która powoduje, że jej dziecko płacze i krzyczy. Rodzina też nie wspierała, nie rozumiała, że robię to dla dobra córeczki. Każdy mądre rady ale nikt nie wiedział co ja przeżywam jako mama. Teraz już ćwiczymy 3 razy dziennie i tylko 2 razy w tygodniu fizjoterapeuta za darmo. Odczuwam ulgę. Lusia już się tak nie wyrywa, nie rzuca. Owszem złości się, ale już nie aż tak jak na początku. Lecz nie o tym. Chodzi mi o to, że jeśli jako matka musicie ćwiczyć vojtą lub jakąkolwiek inną metodą nie liczcie, że rodzina wesprze, bo ona tego nie zrozumie. Babcie będą odczuwały, że robicie krzywdę wnuczce/wnukowi. Nie będą rozumiały, że tak czasem trzeba. Dla nich są tam te czasy, gdzie dzieci nie ćwiczyły i żyły. Tylko teraz mają krzywe kręgosłupy, problemy z chodzeniem i porodami i na starość rehabilitacje mają. Musicie sobie powtarzać, że to co robicie, te ćwiczenia to robicie dla swojego dziecka, aby potem miało łatwiej, aby potem nie musiało ćwiczyć. Ja mogę na dzisiejszy dzień pochwalić się efektami. Moje dziecko, które leżało, czasem chwyciło zabawkę i nie było wstanie dłużej się nią pobawić na dziś dzień pełza, kręci się, chwyta i podnosi się. Jeszcze z miesiąc i mam nadzieje, zacznie raczkować. Owszem jest mi czasem przykro, że dzieci rówieśnicy jej już siedzą, raczkują i chodzą. Ale przecież zdrowy rozsądek wie, że ona też będzie tylko wszystko w swoim czasie. Jeszcze nie raz mnie zaskoczy i pewnie za jakiś czas nawet przegoni inne dzieci.
Poniżej film co by komu humor poprawić jak dopiero zaczyna/startuje z ćwiczeniami, aby się nie załamywać i działać bo efekty są cudowne. A człowiek cieszy się z byle pierdoły, że dziecko nawet obrocik zrobi samo i już mama tryska dumą.


Komentarze