Błąd lekarzy w ciąży i przy porodzie

A jednak mnie też to dotknęło, choć myślałam, że się udało. Tak jak pisałam wcześniej miałam ogromne w problemy w ciąży. Jednak głównie chodzi mi o 2 tygodnie przed już "głównym" porodem. Wtedy wstrzymali mi poród bo lekarz "Zapomniałem, że w sumie Pani może już urodzić". Już wtedy wiedziałam, że mam bardzo mało wód płodowych, w kartę ciąży miałam wpisaną cesarkę. Wszyscy lekarze zapewniali, że mają wszystko pod kontrolą a z dzieckiem wszystko dobrze. Tylko jakoś w dniu porodu dwa tygodnie później kiedy miałam już skurcze co 5 minut pojechałam do szpitala (bo wyszłam na przepustkę aż na weekend). Lekarz, który mnie zobaczył przeprowadził wywiad :" Czy to 1 Pani dziecko?" no tak "A to proszę się wyluzować, bo to tak z 12 godzin jeszcze potrwa" No to dobra nie znam się na porodach, bo to był mój pierwszy. Skurcze były już co 3 minuty. Przyszła lekarka tym razem "Czy ktoś Panią zbadał?" Nie grzecznie odpowiedziałam. "No to ja Panią zbadam, proszę się położyć i przygotować do badania" Po chwili już tylko krzyk "Terenia dzwoń na porodówkę Pani już rodzi!" Byłam w szoku. Na porodówce poinformowali, że za późno na cesarkę i będę rodziła naturalnie. Zaczęłam krwawić. Okazało się, że wody płodowe już dawno mi odeszły, jeszcze przed przyjazdem do szpitala, szkoda, że nie zauważyłam. Jednak potem, kiedy córcia utknęła mi między nogami, oni czekali. Wreszcie mąż zapytał położnej na co czekamy. (Miałam poród rodzinny). Na to ona, że zaraz coś załatwi. Podali oksytocynę, ponacinali i wreszcie ją wyjęli. Mała nie krzyczała, zaczęli nią trząść do góry nogami, gilgotać i wreszcie odezwała się. Wtedy wreszcie ją zobaczyłam, rzucili mi ją na brzuch. Była sina jak śliwka, jakaś opuchnięta i malutka jak na dziecko urodzone 2 dni przed terminem. To nie było najgorsze. Okazało się, że jej kolor wziął się z tego, że była owinięta pępowiną i utknęła i się już dusiła. Mało tego łożysko położna jak wyjęła, była przerażona. Zaczęła mi tłumaczyć, że jest w szoku, że dziecko w ogóle żyje, bo łożysko się rozpadło i po wstępnych badaniach i oględzinach okazało się, że od miesiąca nie żywiło małej. Pytam się jak to możliwe?? Jak leżałam w szpitalu, badali mnie, wstrzymali poród, czekali... Teraz po ponad pół roku okazuje się, że mała dziwnie się odgina. Poszłam do fizjoterapeuty i co się dowiaduje, że moje dziecko przez te wylewy, które miała w dniu porodu ma uszkodzenie prawostronne, Moja córcia musi być rehabilitowana przez głupotę lekarzy bo nie dopatrzyli, że jest zagrożenie dla dziecka? Jak to możliwe, pomimo takiego sprzętu i XXI wieku. Przez tych lekarzy, teraz musimy się rehabilitować vojtą i to nie jeden dzień ale dużo dłużej. Bo inaczej córeczka nie usiądzie i nie będzie raczkować, a potem ciężko będzie jej chodzić. Więc drogie mamy nie dajcie się. Ja na przyszłość wiem, że będę na już żądać wyciągnięcia córki a nie będę ufać lekarzowi, bo potem to moje dziecko cierpi.

Komentarze